poniedziałek, 3 marca 2014

Dzień IV

Cisza. Nie słychać tykającego zegara. Jakby czas stanął w miejscu.
A może cofa się w swoich brudnych butach, wytupując okruchy żalu na dywan myśli.

Litość. Sześć liter, dwie sylaby. Sześć kół sunących bezlitośnie po dwóch szynach przeznaczenia. Bez zastanowienia wsiadam do tego pociągu zaraz po otwarciu drzwi i nawet gdybym chciała, nie mogę już wyjść.

Cisza. Powoli zapełnia pustą szklankę swoją gęstą postacią. Tylko czekać, aż się przeleje.